Szyb Południowy, czyli mroczna karta historii Bytomia
Z Szybem Południowym po raz pierwszy miałam styczność w sierpniu 2019, kiedy jeszcze nikt nie zakładał, że świat zatrzyma się, utrapiony zagrożeniem ze strony niewidzialnego wroga. Wtedy, jak to bywało w starym świecie, miała miejsce całodzienna wycieczka autokarowa — „Na krańce Bytomia”, zorganizowana przez Bytomskiego Detektywa Historycznego.
Po prawie czterech latach ciężko mi było sięgnąć pamięcią, którędy dokładnie poszliśmy w las, aby dotrzeć do charakterystycznej dziury w ziemi. Pamiętałam jedynie, że zatrzymaliśmy się w pobliżu Osiedla Młodego Górnika, które administracyjnie leży w granicach Zabrza.
Niedosyt przyczyną ciekawości
Ale tajemnica tego miejsca kompletnie nie dawała mi spokoju. Zwłaszcza że z półki uśmiechnęła się do mnie pozycja, którą kupiłam i przeczytałam niezwłocznie po powrocie z wycieczki — „Tajemnica Szybu Południowego” autorstwa pana Macieja Bartkowa.
Do złożenia szybowi drugiej wizyty skłonił mnie również fakt posiadania przekiepskich zdjęć z „przedsionka” do podziemi — wszak czasu było mało, bo harmonogram wycieczki okazał się niezwykle bogaty, ludzi multum, a i moje zaplecze techniczne w 2019 roku było znacznie uboższe. Zapamiętałam, że właz do szybu — gdzie absolutnie nie wolno wybierać się bez odpowiedniego sprzętu, a przede wszystkim umiejętności — znajdował się właśnie w takiej ciekawej pieczarze, w której znajdowała się nawet… sofa, a na ścianie wisiała mapa.
Czas na działanie
Nie było innego wyboru, jak poczekać na odpowiednie warunki atmosferyczne i wyjść w las, z reguły będący domem dla wielu legend i tajemniczych historii. Jeśli chodzi o Szyb Południowy, to można powiedzieć, że na podstawie opiewających go mitów można nakręcić taki film sensacyjny, że wszystkie historie o Bondzie robią się blade. Mamy tutaj skradzione przez nazistów dzieła sztuki, dokumentację katowickiego Gestapo (którą z przyczyn rodzinnych chciałabym studiować), być może i Bursztynową Komnatę, a to wszystko na wieki zamknięte pod ziemią bez świadków — a przynajmniej tak mieli sądzić Niemcy, którzy mieli rozstrzelać jeńców pracujących przy zabezpieczaniu dóbr, a szyb zaminować.
Stracona szansa, a może drugie dno?
Kilka lat temu (2013) w okolice szybu mogli dostać się górnicy zabrzańskiego prywatnego Zakładu Górniczego Siltech (dawnej KWK Pstrowski), jednak z różnych przyczyn — także bezpieczeństwa, wszak stare niewybuchy nie są na Śląsku czymś niecodziennym, do próby przebicia się do starych korytarzy nie doszło. W swojej wypowiedzi dla wyborcza.pl z 22 lutego 2022, prezes firmy Siltech tłumaczy, że zakład utrzymuje wydobycie w pobliżu Szybu Południowego, jednak do tamtej pory nie natrafiono na nic zagadkowego. W podobnym czasie miasto Bytom przejęło od Spółki Restrukturyzacji Kopalń ponad 2 hektary terenu, na którym leżą także pozostałości zagadkowego szybu.
Szyb, który szybem był krótko
Budowa „Südschacht” kopalni węgla kamiennego Preussen (po wojnie: Miechowice) rozpoczęła się w 1907 roku. Szyb, pełniący funkcję wentylacyjną, oddano do użytku cztery lata później — w 1911. Działał zaledwie do 1934. Przyczyną wyłączenia szybu z użytkowania było wyczerpanie zasobów węgla oraz — najzwyczajniej w świecie — awaria. Obiekt wzbudził zainteresowanie Niemców pod koniec drugiej wojny światowej, w 1944 roku. Wtedy to, pod nadzorem wojska, rozpoczęto ściśle tajne prace renowacyjne. O samych pracach nie wiadomo właściwie nic, gdyż archiwa skrzętnie milczą w tym temacie. Na przełomie 1944 i 1945 roku cały szyb… został wysadzony w powietrze przez Niemców.
Krwawe zbrodnie wojenne
Katowicka wyborcza.pl podaje we wspomnianym już artykule, że jednym z naocznych świadków wnoszenia przez jeńców skrzyń pod ziemię, a następnie egzekucji i wrzucenia ciał do szybu miał być jeden z ówczesnych górników, pan Fryderyk Biegoń. Sam fakt pozbycia się jeńców w ten sposób historia Śląska, niestety, zna — wystarczy przypomnieć nazistowskie ofiary szybu Reden w Radlinie, do którego jeńców wtrącano żywcem!
Pan Biegoń zeznał przed Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, że widział jeńców wnoszących pod ziemię skrzynie tuż przed zniszczeniem szybu. Zeznał również, że widział egzekucję, po której ciała wrzucono do szybu. Niestety, z braku możliwości weryfikacji zeznań świadka, w 1980 śledztwo umorzono.
Tajemnicze skrzynie
Dopiero w czasach współczesnych, w związku z działalnością firmy Siltech, sprawę na nowo podjął Instytut Pamięci Narodowej. Pan Maciej Bartków wyjaśnia z kolei, że szyb miał trzy poziomy: 210, 370 i 520 metrów, a tajemnicze skrzynie miały zostać opuszczone na poziom 370 metrów.
Pytanie o to, co w szybie ukryto, po raz pierwszy padło w dyskursie publicznym w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku na łamach „Życia Bytomskiego”. Przypomniano wówczas, że do tajemniczych prac przy szybie zaangażowano fachowców aż z Westfalii — w jakim celu, skoro był to nieczynny, peryferyjny szyb, który w dodatku kilka miesięcy później wysadzono?
No właśnie — po co? Miechowicki las kwituje te pytania tajemniczym uśmiechem…