Niekomercyjny

STARY WIADUKT KOLEJOWY. Co się wydarzyło na zapomnianym torowisku?

Ten stary wiadukt kolejowy powstał nad żelazną drogą dla pociągu, łączącą kiedyś na tym odcinku Tyniec Legnicki z Brennikiem. Między okolicznymi miejscowościami od zawsze istniały drogi. Z Brennika do Dzierżkowic i Janowic na przykład, albo też do miejscowych wyrobisk i zwyczajnie na pole, żeby je uprawiać. Kiedy więc położono tory, musiano też wybudować wiadukt. Na tej niedługiej trasie były nawet dwa…

Ogólnie na terenie dolnośląskim wiaduktów był prawdziwy urodzaj. Do dziś można trafić na te obiekty nad nieczynnymi torami. 

nieużywane torowisko

To już zabytki, często całkowicie zapomniane. Było ich sporo, ponieważ taka była wówczas potrzeba. Nie było szybkości w przemieszczaniu się, konieczne były skróty. Wiadukty z taką mocno przedwojenną metryką przekraczam nieustannie podczas moich dolnośląskich wojaży. Nad nieistniejącymi torami…

Albo nad autostradą.

Wiadukt nad autostradą

Niektóre znajdują się w całkiem dobrej formie. To często również trasy dla zwierząt, które tamtędy przechodzą nad A4. Jednak są i takie, po których chodzi się na własne ryzyko, ale nadal są w użyciu. 

To już pięć lat minęło!

Tamtego dnia wybraliśmy się ze Sławkiem w drogę na świąteczne wędrowanie. To był 5 września 2020 roku. Piąta rocznica naszego wspólnego podróżowania po Dolnym Śląsku. Pierwszy raz spotkaliśmy się 5 09 2015 i od razu, z marszu wybraliśmy się ruin nieistniejącego już zajazdu nad Odrą niedaleko Prawikowa i Malczyc.

Nieistniejący zajazd nad Odrą

Ta nasza znajomość zaczęła się na szlaku z wiekowej kostki brukowej, w dzikim lesie i od samego początku skazana była na nieustanne wędrowanie.

Brukowana leśna droga

Po pięciu latach wspólnej włóczęgi po nieznanych, zapomnianych i często nieistniejących już szlakach, postanowiliśmy uczcić tę datę i wyruszyć w drogę okazjonalnie.

Byliśmy wtedy w Mściwojowie, gdzie wytropiliśmy kilka ciekawych wątków historycznych, z których powstał wpis o tej miejscowości. Możecie znaleźć go TUTAJ.

Mściwojów

Potem buszowaliśmy w Snowidzy, gdzie deptałam po piętach szalonemu księciu Rogatce. 

Pałac w Snowidzy

Przejeżdżaliśmy też przez Pawłowice Wielkie. Nie było już czasu na lustrację terenu, ale choć przez chwilę powzdychałam do tamtejszego renesansowego cuda, gapiąc się na niego i strzelając mu fotę znienacka.

Pałac Pawłowice Wielkie

Wszystko to działo się w drodze, jednak na samym końcu czaiła się tajemnica. Sławek obiecał mi niespodziankę. To było…

Miejsce biwakowe, którego nie znałam

Wiedziałam o tym od samego początku, a więc ciekawość zżerała mnie żywcem przez cały dzień. Wcześniej próbowałam przeszukać na mapie satelitarnej teren, po którym mieliśmy się tamtego dnia przemieszczać, jednak było to jak szukanie igły w stogu siana. Musiałam więc cierpliwie czekać aż nasza podróż dobiegnie końca i zaczniemy zjeżdżać do bazy, o której wiedział tylko Sławek. W planie było grillowanie kiełbasek.

I w końcu stało się! Kierowaliśmy się ku temu tajemniczemu miejscu, które było niespodzianką dla mnie…

Stary wiadukt kolejowy

Wjechaliśmy do Brennika, a potem skręciliśmy w polną drogę w kierunku Janowic. Następne trzysta  metrów i w lewo. Droga podejrzana, trawiasta, a na jej poboczach młode dęby. Jechaliśmy powoli i w ciszy. Spoglądaliśmy przed siebie skupieni, wypatrując wielkich kamieni albo też innych przeszkód dla auta. Niedługi kawałek tej trasy wydawał się nieskończony. Samochód jechał jak czołg, biły go gałęzie drzew, koła kładły wysoką trawę. Jechaliśmy jak po torach.

Później zrobiło się mniej krzaczasto. Wjechaliśmy w wąwóz. I z jednej i z drugiej strony wyrastały wysokie pagórki, a my znajdowaliśmy się w jego korycie. Sławek do samego końca nie zdradził nawet rąbka tajemnicy. Podjechaliśmy do ściany tej dolnośląskiej dżungli i wtedy wyrósł przede mną ten stary wiadukt kolejowy. 

Stary wiadukt kolejowy

Spojrzałam zachwycona z wielkim bananem na twarzy. Sławek skomentował to krótko i dosadnie:

„Wiedziałem, że ci się spodoba”

Oczywiście, że bardzo mi się podobało. Nie można wymarzyć sobie lepszej miejscówki na świątecznego grilla z takiej okazji. Na miejscu były oczywiście niedoskonałości. Trochę nieprzyjemnych odpadów po jakimś wcześniejszym tu imprezowaniu.

Stary wiadukt kolejowy

Ktoś poznosił tam fotele samochodowe, żeby wygodnie siedzieć przy ognisku, ale chyba zapomniał zabrać ich z powrotem, kiedy było po wszystkim. Potem przyszedł tu następny amator biwakowania pod chmurką i podpalił cały ten bajzel. Naprawdę ciężko mi znaleźć dla niego wytłumaczenie, może po prostu zimno mu było. No ręce opadają…

Stary wiadukt kolejowy

Zastanawialiśmy się przez chwilę jak się tam urządzić, żeby nie patrzeć na to śmietnisko. To znaczy Sławek się zastanawiał, a my z Frutkiem wspinaliśmy się po skarpach i oglądaliśmy z góry okolicę. Na dole trwały prace organizacyjne, którym Frutkowski przyglądał się z wielką uwagą.

Stary wiadukt kolejowy

Ostatecznie zapadła decyzja, że samochód zaparkujemy przy samym wiadukcie. Skłoniła nas do tego również aura. Niebo robiło się coraz bardziej naburmuszone, czuło się powiewający z lekka wiaterek, a Frutek bardzo chciał się schować do auta. Czyli słyszał coś, czego my jeszcze nie słyszeliśmy.

Nadchodziła burza…

To zawsze jest bardzo miłe, takie krzątanie się przy rozpalaniu ognia. Czy to ognisko, czy grill – w planach są pieczone kiełbaski, do tego musztarda albo ketchup, chleb z malczyckiej piekarni – mój ulubiony. Kiedy jesteśmy w trasie samochodem, rozkładamy stolik. Są talerzyki, czasem sztućce. Tym razem był też szampan. Nie prawdziwy, tylko symboliczny, bezalkoholowy. Sławek tak go otwierał, że korek wyleciał w górę, odbił się od wiaduktu i wrócił do niego uderzając go w głowę. Była z tego kupa śmiechu. Piliśmy go z naszych kubeczków plastikowych, składanych, specjalnych do biwakowania na dziko. Były też ciasteczka w czekoladzie, no i wszystko dla Frutka, co tylko mógł zjeść. Jego psie jedzenie i kiełbaska opieczona na ogniu.

Stary wiadukt kolejowy

Stary wiadukt kolejowy

Zanim jednak posiłek stał się gotowy do spożycia, zrobiliśmy lustrację terenu i fotografie. Najpierw ja wlazłam na wiadukt, a Sławek robił mi zdjęcia z dołu…

Stary wiadukt kolejowy

… a potem na odwrót – no jak dzieci normalnie ;)

Stary wiadukt kolejowy

Wspinanie się tam wcale nie było łatwe, to strome urwiska, a sam most wygląda tak, jakby nigdy nie został wykończony.

Stary wiadukt kolejowy

Dużo wówczas o tym rozmawialiśmy. Sławek opowiadał mi o tej konstrukcji, zwracał uwagę na różne szczegóły, na które sama nie spojrzałabym. Które filary są mocniejsze i solidniejsze, a które słabsze i z czego to wynika.

Stary wiadukt kolejowy

Mówił też, że nieco dalej jest kolejny wiadukt i że dojść tam latem jest bardzo trudno. Dzicz to straszliwa. Roślinność nie pozwala na swobodne przemieszczanie się, komary okrutne i dzikie zwierzęta co rusz. Potem niebo naprawdę porządnie pociemniało i grzmoty dawały się i nam usłyszeć. Zrobiło się mrocznie i tajemniczo, a kiełbaski zaczęły pachnieć cudnie.

Stary wiadukt kolejowy

Letnia burza

Lato, bardzo ciepły dzień, grzmoty, błyskawice, wiatr pojawiający się nagle i deszcz. Gwałtowny, zacinający, z chwili na chwilę zmieniający się w ulewę. A my ukryci pod wiaduktem, schowani między filarami, gapiący się na to wszystko w ciszy i zajadający pieczone serdelki. Wyjęłam polar z bagażnika samochodu, bo zrobiło się nieco chłodniej. Stary wiadukt kolejowy dawał radę jako schronienie przed deszczem, ale przeciąg był tam niemożliwy. Pamiętam jak wtedy roznamiętniliśmy się w temacie II wojny światowej i obgadaliśmy bez litości Hitlera i Stalina. Wałkowaliśmy temat z godzinę albo i dwie. Omawialiśmy bitwy, decyzje, które wówczas zapadały i ich skutki. Porażki i sukcesy Tytanów. Dla mnie takie rozmowy o historii są bardzo rozwijające. Uwielbiam poznawać poglądy innych, ich punkty widzenia, sposoby myślenia. Niekoniecznie muszę je przyjmować, ale uważam, że warto posłuchać, rozważyć. Ja z tego czerpię bardzo często. A Frutkowski siedział przy nas i słuchał…

Stary wiadukt kolejowy

Co się wydarzyło pod starym wiaduktem kolejowym?

Między przeszłością a przyszłością jest przestrzeń – tam się spotkaliśmy w tym dniu. Takie chwile często giną w dziejach na zawsze, ponieważ wszystko płynie, wszystko się zmienia. Uchwycić podobny moment, zapisać go w pamięci, ocalić od zapomnienia opowiadając o nim – to moja rola w Nieustannym Wędrowaniu. Podarowano mi ten kawałek historii i postanowiłam go nie zmarnować. Stałam w samym środku płynącej rzeki czasu. Między dawnymi a nowymi laty. I to właśnie się tam wydarzyło. Dotykaliśmy się przeszłości i widzieliśmy przyszłość. Można tego doświadczyć tylko wtedy, kiedy chce się to zobaczyć. Trzeba wówczas nie tylko patrzeć ale i widzieć. 

Stary wiadukt kolejowy

Biwakowaliśmy na nieistniejącym torowisku. Teraz to busz dolnośląski, ale kiedyś przejeżdżał tamtędy pociąg, ponieważ była to jego droga. Już niedługo powstanie tam ścieżka rowerowa. Ta niespodzianka od Sławka dla mnie w piątą rocznicę naszego wspólnego wędrowania to dar, który niebawem zupełnie się zmieni. Po raz kolejny. Niedługo miejsce to zostanie zagospodarowane i wówczas wrócę tu po zupełnie inne wrażenia, jednak ta luka w czasie, między aktywną linią kolejową z przeszłości, a drogą dla rowerzystów, która zostanie tu „za chwilę” wybudowana, będzie tylko moja na zawsze…

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
60
OK
30
Kocham to!
9
Nie mam pewności
10
Takie sobie
8
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Niekomercyjny

0 %