Topielec ze stawu. MIĘDZY PIERSNEM A CESARZOWICAMI
Topielec to w sumie bardzo nieprzyjemnie brzmiące słowo. Wiadomo, co oznacza. Pierwsza myśl to zwłoki utopionego człowieka. Druga — podtopiony, ale uratowany od utonięcia. Jednak w baśniach i legendach topielec to również zjawa. Pokutująca dusza tego, który zginął w wodach jeziora, rzeki, stawu…
Kiedy spotkają się te dwa światy — rzeczywistość i legenda, często zdarza się, że nawet mało znacząca, lokalna historia potrafi przetrwać pod postacią podania naprawdę szmat czasu. Podobne okoliczności spotkałam już nie jeden raz. Zdarzało mi się wielokrotnie udowodnić, że legenda wcale nie jest legendą. W przypadku topielca ze stawu z tego wpisu opowieść ta układała się płynnie i samoistnie. Ja tylko podążałam za nią i robiłam fotografie. Nic więcej.
Legendy średzkie
Przeczytałam o tym na stronie Muzeum Regionalnego w Środzie Śląskiej. Od jakiegoś czasu publikowane są tam w odcinkach tłumaczone na język polski treści z tej przedwojennej publikacji — P. Baumgart, „Sagen und Erzählungen aus dem Kreise Neumarkt”, Neumarkt (Środa Ślaska) 1937. Nazywa się je podaniami, podczas gdy opisy tych zdarzeń pozwalają namierzyć całą prawdę o nich. Opowiadania te mają różną metrykę, przekaz jest często symboliczny. Te krótkie opowiastki zawierają bardzo dużo istotnych szczegółów, dzięki którym można jak po nitce do kłębka dociec, o kim jest mowa albo gdzie dana historia miała miejsce. Moim zdaniem to nie są żadne baśnie i legendy. To prawdziwe wydarzenia. Posłuchajcie…
Dawno, dawno temu
To „legenda” o pewnym woźnicy, który utoną w stawie. Jest też informacja dodatkowa o tym, że zdarzyło się to „dawno, dawno temu”, a akwen był głęboki. To bardzo przypomina baśń i nakręca jej atmosferę. Czytamy tam, że miejsce akcji to staw, który znajduje się na granicy pomiędzy Piersnem a Cesarzowicami. To miejscowości położone niedaleko Środy Śląskiej, istniejące do dziś. Dalej mowa jest o tym, że woźnica utopił się w tej wodzie, wpadając do niej wraz z koniem i wozem. Jest też wzmianka, że topielec przed tym wydarzeniem pił alkohol w gospodzie. Następnie przechodzimy do najbardziej przerażającej części legendy, gdzie wspomina się o starych mieszkańcach Cesarzowic, którzy opowiadać mieli o duszy furmana, która od tamtej pory straszy w okolicy stawu. Ludzie słyszeć mieli jego wołanie o pomoc o północy.
Historia ta na pierwszy rzut oka wygląda jak westchnienie przeszłości. Można podejrzewać, że prawdy w niej jest jak na lekarstwo. Jednak kiedy bliżej się temu przyjrzymy, okazuje się, że treść ta zaprowadzi nas od początku tego wydarzenia do samego jego końca.
W terenie
Zaczęłam od przeglądnięcia starej mapy tej okolicy. Wystarczyła ta z XIX wielu, żeby namierzyć kilka stawów na granicy tych dwóch miejscowości. Nie byłam pewna, który z nich mógłby pasować do tego podania. Nie wiedziałam też, czy zaznaczono tam wszystkie akweny, bo różnie to bywa. W podobnych okolicznościach nic nie zastąpi wizji lokalnej. Jeżeli naprawdę zależy mi, żeby coś odnaleźć, muszę wszystko zobaczyć na własne oczy. Inaczej się nie da. Tym razem wybrałam się na poszukiwania z Ines. Tropiłyśmy tę historię od punktu do punktu. Rowerami dojechałyśmy do Cesarzowic, żeby poszukać gospody. Tej w której „dawno, dawno temu” pił woźnica z legendy. Musiał jechać z Cesarzowic do Piersna, a nie odwrotnie, ponieważ w przeciwnym razie raczej ciężko byłoby mu się utopić. Odwrotna trasa z karczmy w Piersnie do Cesarzowic omija wszelkie stawy na tej trasie, płynął tam jedynie płytki strumień. A więc to już ustalone. Idziemy dalej…
Gdzie upił się woźnica?
W tym przypadku jest akurat fart, ponieważ budynek dawnego gasthausu w Cesarzowicach nadal istnieje, choć teraz nie jest już gastronomiczny. Zatrzymałyśmy się na przystanku i porównywałyśmy archiwalną fotografię z obiektem. Liczyłyśmy okna z przodu i z boku, przyglądałyśmy się gzymsom. Po kilku minutach oględzin obie stwierdziłyśmy, że to jest dokładnie to miejsce. Gospoda przy rozjeździe dróg z zapleczem na tyłach, gdzie spokojnie można było wjechać wozem i zostawić tam konia. To tutaj spił się nasz woźnica.
Z tego miejsca prowadzi prosta droga do Piersna. Do dziś jest ona niezmieniona od XIX wieku. Miejscowość ta składa się z dwóch części. Pirschen i Strusa. Pomimo tego już od dawna — najpierw zwyczajowo, potem administracyjnie — stanowiła ona jedność. Tak więc bez względu na to, w której części wsi mieszkał furman, droga jego z Cesarzowic do domu była prosta. Ja jednak skłaniam się do tego, że jego miejsce zamieszkania było w Strusa. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię…
Nie tędy droga
Kiedy spojrzycie na mapę tego odcinka drogi z Cesarzowic do Piersna, zobaczycie, że są tam dwie możliwości skręcenia w prawo (z asfaltu w pola na drogi gruntowe). To nie zmieniło się od dwóch wieków. Nasz bohater, skręcając, sugeruje nam, że mieszkał w Strusa. Zapewne zrobił to „na pamięć”, bo w głowie mu szumiało porządnie i „buty miał ciasne”. Opuścił procentowy przybytek i ruszył w drogę. Przypuszczam, że pora była to już późna. Może nawet noc. Jechał po ciemku z latarnią albo bez a gorzałka uśpiła jego zmysł orientacji. Albo też usnął na koźle z lejcami w dłoniach, a koń jego poszedł, jak sam chciał. W każdym razie woźnica skręcił w pierwszą w prawo drogę, a nie w drugą na tej trasie, tak jak powinien. Gdyby tego nie zrobił i zjechał później — jak zapewne zawsze czynił przedtem, będąc w stanie trzeźwości — droga jego byłaby prosta, bez zakrętów, jak w mordę strzelił i z zamkniętymi oczami dojechałby do wioski. Jednak okoliczności, o których tu wspominam, czyli nietrzeźwość i być może nocna pora sprawiły, że zrobił inaczej.
Razem z Ines skręciłyśmy w tę pierwszą ścieżkę. Wtedy jeszcze nie widziałyśmy, że to tak właśnie musiało być. Droga prowadziła do lasu w Piersnie. Gdzieś tam znajdował się staw, w którym woźnica się utopił. Za nami zostały Cesarzowice…
Tak to było!
Poniekąd było to badanie terenu „na czuja”, ale historia ta sama się układała bez pomagania. W drodze tej cały czas analizowałyśmy tę legendę. Co mogło się wydarzyć? Dlaczego woźnica utoną? Czy staw gdzieś tam nadal jest?
To bardzo piękna ścieżka wśród pól. Dzień był ciepły, niebo niebieskie, a dookoła dokazywały skowronki. Maszerowałyśmy prowadząc rowery, ponieważ czasu miałyśmy dużo i pragnęłyśmy nacieszyć się przestrzenią. Rozmawiałyśmy głośno i ekspresyjnie, gdy nagle z daleka zauważyłam srebrzącą się w słońcu wodę. Jest! Jest! Widzę go! Zaczęłam wydzierać się wniebogłosy tak, jakbym znalazła kopalnie króla Salomona.
Oczywiście emocje wzięły górę i się zaczęło! Serce biło jak oszalałe, motyle w brzuchu wszystkie się obudziły, oddech ledwie do złapania, szybki krok, mnóstwo oszalałych z radości myśli, które ciskały się na usta bez dbania o wysłuchanie. Tak to było :) Cieszył mnie ten topielec jak mało co! :)
Staw i topielec
Akwen znajduje się na środku terenu pomiędzy Cesarzowicami a Piersnem. Dokładnie tak jak opowiada legenda. Najpierw robiłyśmy zdjęcia. Staw jest nieduży. Dookoła niego gęste chaszcze. Już z dość sporej odległości zobaczyłam tam wodę, ale był dzień, świeciło słońce, a liście jeszcze nie pojawiły się na drzewach i krzakach. Gdyby jednak to było lato i późny wieczór albo noc, z daleka woda byłaby całkowicie niewidoczna.
Nasza polna droga prowadziła wprost to stawu i żeby go ominąć, trzeba tam skręcić w lewo, iść wzdłuż lasu…
… żeby na końcu połączyć się ze ścieżką z drugiego — wcześniej wspominanego zjazdu, gdzie na trasie nie ma takich niespodzianek.
Co mogło się wydarzyć?
Po tym, jak woźnica, pijany pomylił drogę i skręcił za wcześnie, jadąc bez świadomości, że coś poszło nie tak, prowadził wóz na pamięć prawdopodobnie w ciemności. Nie wiedział, że powinien ominąć staw, bo nie miał go w planach na trasie. Może poganiał konia, żeby szybciej gnał do domu, a może zwierzę spłoszył wilk? W każdym razie jak nic razem ze zwierzęciem nie wziął tego zakrętu i wpadł do tej sadzawki na skraju lasu. Tam po prostu ta historia zapisana jest w terenie. Wystarczy tylko patrzeć i czytać.
Pijaczyna jeden!
Nie sprawdziłam, czy staw jest głęboki. Nie lubię zimnej wody. Nie byłam tam też o północy, żeby spotkać furmana, który ma o tej porze wołać o pomoc. Zapewne gdy wpadł do akwenu, uderzył się w głowę i stracił przytomność, albo przycisnął go wóz. Śmierć to była straszna. Konia żal mi najbardziej, bo za nim wstawia się trzeźwość, a woźnica poniekąd sam sobie nagrabił. Pijaczyna jeden…
Pomimo tego, że byłyśmy pewne tej wersji wydarzeń, zadałyśmy sobie trud i zlustrowałyśmy dalszą część tego lasu, mniej więcej w połowie między tymi miejscowościami. Dawniej był tam jeszcze jeden akwen, na terenie parku-lasu dominialnego i tam też to mogło się wydarzyć, jednak wówczas woźnica musiałby obrać dwór jako cel podróży, a to już jest mniej prawdopodobne.
W tym lesie szukając innych stawów, trafiłyśmy na różne rzeczy. Pierwsze wiosenne kwiaty.
Szczęki dziki zwierząt.
Pozostałości po nie wiadomo czym.
Teraz to busz dolnośląski, ale kiedyś bardzo często wielu ludzi przejeżdżało przez te knieje, kursując pomiędzy Cesarzowicami a Piersnem, konkretnie Strusa. Dlatego też w tej opowieści mowa jest o tym, że ludzie słyszeli nie raz, że w tym miejscu topielec zawodzi po nocach. Zapewne w tamtym czasie każdy, kto szedł tą drogą po zmierzchu, przypominał sobie furmana, który skonał w toni, bo albo osobiście go znał za życia, albo z opowiadań. Strach mąci umysł. Czy rzeczywiście w tym miejscu starszy? O tym dowiecie się z kolejnego wpisu. Pojechałam tam o północy, żeby to sprawdzić. Zostawiam Wam link i zapraszam — Nad tym stawem podobno starszy.
W książce autorek bloga Nieustanne Wędrowanie znajdziesz więcej podobnych historii, które nie były nigdy publikowane na tej stronie. Polecam! Patrz poniżej :)
Ten artykuł zawiera autoreklamę.
Czekam na relację czy można spotkac furmana!
Jestem ciekawa tej północy.
Może też się kiedyś wybiorę.
Zdjęcia pokazują, że jest pięknie.
Czekam na relację z tego miejsca o północy
Wszystko fajnie, tylko kurczę zastanawia mnie co sie stalo z koniem, z opowieści dziadkow kojarzę, ze zazwyczaj konie potrafily same wracac do domu, wiec cos tam sie jeszcze musiało wydarzyć i ze nikt absolutnie nikt nie potrafił przekazać z pokolenia na pokolenie więcej szczegółów? No legenda legendą, ale zazwyczaj kazda legenda ma gdzie swoj prawdziwy początek.
Ooo a ja pisałam na fb…dziewczyny super sprawa z tą nocną wyprawą jestem za na 1000,% ..uważajcie na powóz i Frutka bo wiadomo jak pijaki powożą
Koń też pił .!
Powidzenia
Lubię czytać i słuchać starych legend i opowieści. Chciałabym kiedy przejść się na taką „legendarną” wędrówkę śladami historii i spróbować poczuć tą ichtajemniczą atmosferę.
Uwielbiam takie legendy i nie mogę się doczekać polowania na upiora! Doświadczanie tej opowieści na własnej skórze musi być niesamowicie ekscytujace. Samo czytanie artykułu i świadomość, że wydarzyło się to naprawdę i „to tam” sprawia, że budzi się takie wspaniałe, trudne do opisania uczucie, takiego zderzenia z przeszłością…
Pozdrawiam z tt
Ja się obawiam że takich historii o topielecach może być dużo więcej w całej Polsce ;)
Pozdrawiam z TT, mam nadzieję, że uzbiera się 100 bo jestem ciekawa czy krzyczy o północy
Dorota
Uwaga na głęboką wodę
Dajcie znać czy Pan Topielec krzyczy:”hilfe!”czy może jest juz spolszczony
Intrygująca historia ! Czy woźnica z koniem upominają się o uwagę żywych ? , Trudno powiedzieć … Ale nie paliłabym się zbytnio, aby to sprawdzić…
Fantastyczna opowieść, pełna grozy i na dodatek smutna, warto sprawdzić w nocy czy duch topielca jest aktywny w tym mokrym miejscu, może chłopaki że sprzętem do badania paranormalnych zjawisk mogliby to również sprawdzić?Już kiedyś razem współpracowaliście.
Świetna opowieść. Sama chętnie bym się wybrała,aby posłuchać czy topielec wzywa pomocy. Tylko konia szkoda, w uprzęży nie dał rady się uratować.
Już nie mogę się doczekać :-)
Czekam na relację!
Czekam na relację z nocnego spaceru :)
Ciekawe czy rzeczywiście coś tam jest
My chcem utopca nawet o północy ;)
Idźcie będzie fajnie !
Czekam na nocną relację
Jestem ciekawa waszego spotkania z utopcem. Miłego wędrowania.
Czekam z niecierpliwością na dalsze opowiadania
Pewnie nic tam nie ma, ale nie zaszkodzi sprawdzić ;)
Relacja z tego miejsca o północy może być ciekawa ;) Może sam tam się przejadę że znajomymi kiedyś.
Czekam na relacje
Mam nadzieje ze zbiera sie 100. Czekam na dalszy ciag opowiesci. Dziewczyny A uwazajcie tam na siebie.
Uwielbiam takie historie bardzo bym chciała mieć wehikuł czasu i móc na jeden dzień przenieść się w przeszłość, zobaczyć, jak kiedyś żyli ludzie…
Piszę, ale nie idźcie tam po nocy… w nocy bywa różnie (tu uśmiech, którego nie umiem wstawić).
Czekam na relację z wyprawy o północy
Z niecierpliwością czekam na dalszą relację, ciekawe czy duch się pojawi, czy będzie krzyczał
Życzę powodzenia. I czekam na relację
Dawajcie dziewczyny! Jak będzie straszyć to sama tam idę o północy ;)
Śnieżyca wiosna
Pierwsza szczęka należała do dzika
Może się przyda…
https://krysztalowagalaz.pl/utopce-i-topielice/
Czekam na relację
Prosze bardzo Kochane o nocna wyprawę
Czekam na relację
I ja bym chciała się dowiedzieć czy coś słychać o północy
Nie mogę się doczekać relacji z tego miejsca o północy!
wspaniale czekam na relacje
Czekam na Frutka
Chętnie zobaczę relacje :) lubię takie historie
Ok….no to kiedy ta wyprawa o północy??? ;) uwielbiam czytać Wasze opowieści historyczno-wyprawowe. Pozdrawiam Lucjan/Lublin.
Nie mogę się doczekać relacji z nocnej wyprawy!!!!
Czekam na relacje
Super opowieść . Chętnie też wybiorę się na taką wycieczkę,ale z pewnością nie o północy ;)