Bombowy wyjazd do Księstwa Świdnicko-Jaworskiego! Bolków, Jawor, Świdnica
Ten wyjazd prasowy od samego początku zapowiadał się ciekawie. Program obejmował głównie wartościowe turystycznie punkty na mapie dawnego Księstwa Świdnicko-Jaworskiego. Nie byłam jeszcze w tak wielu miejscach na Dolnym Śląsku, a więc chętnie chwyciłam tę ofertę i połknęłam bakcyla. Bolków, Jawor, Świdnica i Srebrna Góra. O tym będzie ten wpis. Posłuchajcie…
Nasz Study Tour
Wyjazd zorganizowany został w ramach unijnego projektu Skarbnica Wrażeń. Wydawałoby się, że brzmi to na wyrost, ale w rzeczywistości — mówię serio — nie było w tym przesady! Press-trip zaplanowano zaskakująco perfekcyjnie. Zwykle jestem najeżona na turystykę „kombajnową” i wolę swoje dzikie wyprawy w dżunglę dolnośląską, jednak tutaj — choćbym bardzo chciała — to nie ma na czym „psa zawiesić”. Turystyczne wyprawy z dobrym przewodnikiem są w dechę! Nie znaczy to jednak, że zawsze, ale że w tym konkretnym projekcie. Takie są moje doświadczenia i dlatego w ten sposób o tym piszę. Opowiem Wam szczerze o wszystkim, co widziały moje gały…
Organizatorzy wyjazdu skupili się na opowieściach, legendach i miejscach, w których spotykają się na jednym gruncie przeszłość i teraźniejszość. Jakże mogłabym się w czymś takim nie odnaleźć?
Wskazówka zegara zaczęła się cofać. Bramy minionych wieków stanęły przed nami otworem. Ten, kto pozwolił sobie na to, żeby w tych dwóch dniach zapomnieć o rzeczywistości, ten bawił się jak dziecko.
(Nie)skazani na Shawshank
Kiedy skończyła się nasza trasa turystyczna po Twierdzy Srebrna Góra, natknęłam się przy tamtejszym sklepiku na przewodnika po obiekcie, który zmierzał w kierunku kolejnej wycieczki, aby się nią zająć. Pomimo wszystko pan Mariusz pozwolił się zatrzymać i wysłuchał tego co miałam do powiedzenia. Byłam pod wrażeniem jego pracy i nie zawahałam się mu tego wyznać. Uścisnęliśmy sobie dłonie, a potem on powiedział z uśmiechem – „Trzeba się bawić!”. Wtedy przyszła do mnie pewna myśl. Była bardzo piękna. „Wybierz pracę. Nie skazuj się na nią jak na Shawshank. Bo przecież robię to od wielu lat…
Ale trzymajmy się programu i zacznijmy od początku…
Spotkaliśmy się w czerwcowy weekend w Świdnicy, w hotelu Park Hotel, przy ulicy Pionierów 20 (około 400 metrów od dworca PKP i PKS). Dziennikarze i blogerzy. Ludzie drogi i pióra. Wolni i charyzmatyczni. Rozmawijący tylko o historii i polityce. Mieliśmy przed sobą pracę, która bogata była w wypoczynek, przyjemności i atrakcje. Kto by tak nie chciał żyć, niechaj pierwszy rzuci kamieniem!
Naszym zadaniem było podążać za przewodnikami, dobrze się bawić, zwiedzać, nawiązywać wartościowe znajomości, fotografować i na końcu napisać o tych wszystkich atrakcjach, które dla nas zorganizowano. Mogłabym tak od teraz już do samego końca swojego życia! Niechaj wszechświat słucha i notuje, bo dość już mam tych swoich etatowych „kamieniołomów”.
I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.
Press-trip zaplanowany był na dwa dni. Zaczęliśmy od Bolkowa zaraz po zakwaterowaniu w hotelu w Świdnicy. Francja elegancja, luksusy i dobre jedzenie. Ale najpierw droga! Przygoda z historią…
Potężna warownia jakich mało!
Zamek w Bolkowie jest jednym z wielu warowni powstałych w Księstwie Świdnicko-Jaworskim w czasach rządów Bolka I i Bolka II. Obiekt historyczny góruje nad miastem i opowiada swoje dzieje każdemu, kto jest zainteresowany.
Robi na mnie ogromne wrażenie za każdym razem, gdy tam przybywam. Od zawsze bowiem rozmiłowana jestem w tym co leciwe, ale to już zapewne zauważyliście. Znamy się przecież nie od dziś.
Fortecę wzniesiono w drugiej połowie XIII stulecia. Zadecydował o tym Bolesław Rogatka, najstarszy syn Henryka Pobożnego, który stracił głowę pod Legnicą. Odrąbali ją mu Mongołowie, podczas tej słynnej bitwy. Zamek w Bolkowie uważany jest za jeden z największych tego rodzaju obiektów historycznych w naszym kraju.
Przez wiele lat w czasach swojej świetności był niezdobyty. Nie sforsowali go nawet husyci podczas najazdu na miasto w pierwszej połowie XV wieku, choć w większości przypadków niszczyli wszystko na swojej drodze.
Zamczysko zaczęło podupadać dopiero od XVIII stulecia. Powalały go ogień, grabieże i wojny. Nie mniej tego nadal jest co zwiedzać i podziwiać.
Będąc otoczonym leciwymi murami tej średniowiecznej warowni, czuje się tam prawdziwie ducha dziejów. Warto wtedy posłuchać opowieści przewodnika.
Zamkowa wieża, jako najtrwalszy element fortecy do dziś robi największe wrażenie. Widać z jej szczytu całą okolicę jak na dłoni, w tym również zamek Świny.
Nieco informacji praktycznych, dla zainteresowanych zwiedzaniem tego magicznego miejsca
Zamek Bolków już od wielu lat jest gospodarzem festiwalu Castle Party. Ta wyjątkowa impreza muzyczna skupia uwagę mediów i zwabia na miejsce ogromną publiczność.
Cho no tu!
Na placu głównym w Bolkowie byliśmy zaledwie kilka chwil. Były one jednak bardzo interesujące.
Udało mi się w tym czasie utrwalić na fotografiach wszystko, co najciekawsze i co znalazło się w zasięgu mojego wzroku. Ratusz w Bolkowie swoje początki ma w XIV wieku. W rynku znajduje się ciekawostka. Fontanna z figurą chłopca czytającego Biblię. Budowlę tę zwą Anielską fontanną. Jej powstanie datuje się na drugą połowę XIX stulecia. Dawniej na miejscu tym znajdowała się świątynia ewangelicka. Nikt nie wie, skąd wziął się taki projekt tej małej architektury.
Po drodze minęliśmy sklep spożywczy. Niby nic takiego, ale… zresztą sami zobaczcie!
I jeszcze krótkie spojrzenie na kościół świętej Jadwigi z połowy XIII wieku, a potem ruszamy dalej…
W świątyni pachniało piwoniami. Zapach wypełniał leciwe wnętrze kościoła i odurzał. Szczególnie Panie były pod wrażeniem tej boskiej woni. Różowe bukiety znajdowały się wszędzie dookoła. Nasz przewodnik podchodził do nas co jakiś czas i infekował naszą wyobraźnię ciekawostkami znajdującymi się w tym miejscu. Nie mogłam się temu oprzeć. Nie sposób jednak ogarnąć wszystkiego w jednym tylko artykule. Konieczne jest napisać drugi, obszerniejszy. Póki co tyle musi Wam wystarczyć…
Arcydzieło stworzone w rok!
To zawsze jest wielka atrakcja w świecie turystycznym i obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki w te okolice. Byłam tam już kilka razy i za każdym razem doświadczam zachwytów.
Nie sposób ominąć obojętnie tego obiektu historycznego. Jego dzieje bardzo zgrabnie opisuje autor treści na stronie Skarbnicy Wrażeń. Kościół Pokoju Jawor. Polecam zerknąć, artykuł otworzy się w drugim oknie i poczeka…
Wczytując się w historię tego sakralnego obiektu, można dowiedzieć się, że warunkiem powstania świątyni były: nietrwałe materiały budowlane (drewno, glina, słoma, piasek), oraz czas. Kościół musiał powstać w jeden rok!
W tym czasie stworzono to cudo, które nieustannie trwa od połowy XVII stulecia. W roku 2001 roku obiekt ten został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Na tym blogu znajdziecie również inne opowieści o Jaworze w naszej trasie turystycznej. Omawiam tam szeroko zaplecze historyczne tego pięknego, leciwego miasta. Nie wszystkie miejsca bowiem odwiedzane są tam podczas zorganizowanych wyjazdów. Takie zwiedzanie to jedynie w Nieustannym Wędrowaniu.
Muzeum Regionalne w Jaworze. To nie jest moja bajka
Ponieważ jestem wolnym strzelcem i zwykle omijam zorganizowane atrakcje dla turystów, muzea bardzo rzadko skupiają moją uwagę. Nudzę się na przechadzkach pomiędzy zaszklonymi gablotami, z których eksponaty uśmiechają się smutno do zwiedzających, a i o ciekawie opowiadającego przewodnika w podobnych miejscach naprawdę jest ciężko.
Podobne zwiedzanie nie należy do moich ulubionych, jednak pomimo tego doceniam takie przybytki, ponieważ chronią one historię i jej relikty.
Podczas naszego wyjazdu w ramach projektu Skarbnica Wrażeń odwiedziliśmy również Muzeum Regionalne w Jaworze.
Nie będę się tu zbyt mocno rozpisywać, ponieważ miejsce to słabo zapadło mi w sercu. Jak zapewne zauważyliście, żywo i ekspresyjnie opowiadam jedynie o tym, co porusza mnie do głębi. Takie obiekty jednak jak najbardziej mają swoją wartość i swoich wielbicieli. Ja po prostu za nimi nie przepadam.
Rzeczone muzeum znajduje się w murach dawnego, XV-wiecznego klasztoru, należącego ongiś do franciszkanów. W zbiorach jego znajdują się eksponaty tematycznie podzielone na historyczno-artystyczne, archeologiczne, militarne, etnograficzne oraz przyrodnicze. Odbywają się tam również warsztaty muzealne.
Chwila w Ratuszowej
Podobne wrażenia podróżnicze wyciskają z wędrowców wszystkie siły, a więc przyjęliśmy z radością tę chwilę wytchnienia na szlaku, gdy zasiedliśmy przy stole i mogliśmy się posilić. Zaproszono nas do Restauracji Ratuszowej w Jaworze na wspaniały, smaczny posiłek.
Zdjęcie do rozwodu
Na oficjalnej stronie Muzeum Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej napisano:
To duże, na skalę europejską muzeum, założone zostało w 2005 roku na terenie zabytkowej lokomotywowni z 1908 roku w Jaworzynie Śląskiej na Dolnym Śląsku. Muzeum położone jest na terenach kolejowych o powierzchni ponad 2 hektarów z zachowaną infrastrukturą kolejową, budynkami lokomotywowni oraz zapleczem technicznym. Zbiory muzeum tworzy ponad 150 pojazdów kolejowych z lat od 1880 do lat 70 XX wieku. Kolekcja obejmuje m.in. ponad 40 lokomotyw parowych produkcji niemieckiej, polskiej, amerykańskiej i angielskiej, lokomotywy spalinowe i elektryczne oraz zbiór wagonów, a także kolejowe pojazdy specjalistyczne”.
Więcej ciekawostek znajdziecie na wcześniej podlinkowanej stronie muzeum, a teraz przejdziemy do wrażeń i emocji.
Przyznaję, że nie czułam podekscytowania, idąc do tego miejsca. Co mnie obchodzą tory, lokomotywy, maszyny? To wszystko jest poza zasięgiem moich kobiecych zainteresowań, a więc z góry oceniłam ten temat jako nieciekawy. Nie znam się zwyczajnie, co tu dużo mówić!
Wszystko zaczęło się od tego, że na miejscu przywitał nas przewodnik w mundurze kolejarza. Wyglądał na nieco zmęczonego i bez charyzmy. Pomyślałam, że będzie to nuda jakich mało. Jednak szybko zorientowałam się, że Gość potrafi zainteresować.
Opowiadał w tempie powoli rozpędzającego się pociągu. I stało się tak, że po chwili wszyscy już pędziliśmy jak szaleni po torach historii! Oprowadzał nas po muzeum i z każdym zdaniem coraz bardziej skupiał naszą uwagę i hipnotyzował. Zabrał nas w prawdziwą podróż w przeszłość.
Ostatecznie nakręcił mnie na maksa, dlatego nie odstępowałam go ani na krok. Słuchałam zachłannie tych kolejowych opowieści i sporo z tych informacji zapadło mi trwale w pamięci. Takie oprowadzanie po muzeum to rozumiem! To fantastyczny przewodnik!
Na końcu zadałam mu tylko jedno pytanie — Czy mogę zrobić sobie z Panem zdjęcie? A potem — czy mogę przy tym chwycić go przez ramię? Dodałam, że mam słabość do mundurów, a on powiedział, że w takim razie będzie to zdjęcie do rozwodu! :)
Zaprawdę powiadam Wam, jeżeli będziecie w tamtej okolicy, wpadajcie do tego przybytku kolejowego przy torach i zwiedzajcie z przewodnikiem, ponieważ to jedno z najciekawszych miejsc turystycznych na tym terenie. Obiecuję, że nie będziecie żałować. Polecam!
Mieli się tam mąkę nieustannie od 500 lat. Zabytkowy Młyn w Siedlimowicach
To był ostatni już punkt programu tego dnia pełnego wrażeń. Przyjechaliśmy do Siedlimowic około godziny 18. Na miejscu przywitali nas gospodarze. To ludzie, którzy połączyli w tym miejscu pracę, pasję i historię. Młyn ten bowiem, choć już bardzo leciwy, spełnia swoją rolę dokładnie tak samo jak na początku swojego istnienia. Wydaje się to być wręcz niemożliwe, jednak rzeczywiście tak jest. Byłam tam i widziałam na własne oczy…
Zabytek pochodzi z XV stulecia, jednak nie była to dokładnie ta sama bryła, którą zastajemy tam dzisiaj, ponieważ jest to efekt wieloletniej rozbudowy obiektu.
Nie mniej tego w tym właśnie miejscu mąkę mieli się nieustanne od 500 lat.
Teraźniejsza forma obiektu pochodzi z XIX wieku i jest dziełem familii von Kornów.
Na samym początku młyn ten napędzany był siłami natury, ponieważ koło poruszała woda, z czasem jednak stał się on parowy, a następnie elekktryczny.
Tak jak wspomniałam na samym początku, maszyny są tam cały czas sprawne i zabytek jest żywy. To zjawisko wręcz fenomenalne. Obiekt udostępniony jest do zwiedzania.
Kolacja w Park Hotel
Przyznam, że dzień ten był bardzo treściwy historycznie, a emocje chwilami sięgały zenitu. Pomimo tego jednak powrót do hotelu, wizja posiłku i wypoczynku wszystkim nam bardzo się podobała. Kolacje zjadłam w świetnym towarzystwie naszych wspaniałych przewodników. Potem rozmawialiliśmy do późna dzieląc się swoimi pasjami. Na końcu tego ekscytującego dnia, pełnego niesamowitych wrażeń czekał na nas gorący prysznic i wygodne łóżko…
Padłam od razu, choć na codzień mam problemy ze snem :)
Rano zeszłyśmy do restauracji na śniadanie. Posiłek i dwie kawy postawiły mnie na nogi. Zaraz potem wyruszyliśmy najsampierw na zwiedzanie Świdnicy…
O tym jednak przeczytacie w drugiej części tego opowiadania. Zabiorę Was w kilka bardzo ciekawych miejsc. Będziemy deptać historii po piętach, przeżywać przygody i upajać się atrakcjami na tym zajmującym, turystycznym szlaku. Klikajcie w link poniżej, żeby przeżyć z nami drugi dzień w Księstwie świdnicko-jaworskim! Zapraszam!
Proszę otworzyć usta, bedzie potężny wybuch. To była przygoda, którą możecie powtórzyć
[…] Tutaj znajdziesz początek tej historii – Bombowy wyjazd do Księstwa Świdnicko- Jaworskiego. […]