Moje odkrycie archeologiczne. Tego grodziska nikt nie zna!
To zdecydowanie wyłącznie moje odkrycie archeologiczne. Mówię to, będąc szczerze o tym przekonana. Oczywiście, że najprawdopodobniej miejsce to znane jest leśnikom, myśliwym, pilarzom, grzybiarzom i leśnym spacerowiczom. Jednak pomimo tego nigdzie nie znalazłam najmniejszych śladów zapisów o tym, że gdziekolwiek go zakatalogowano czy też prowadzono tam jakiekolwiek, choćby jedynie powierzchniowe badania.
Ta wyprawa nie miała na celu dotarcia do tego zabytku. Pojechałyśmy z Ines do Kamiennego Fortu, ponieważ chciałam pokazać jej to stanowisko archeologiczne. Ona nigdy tam wcześniej nie zawędrowała, a więc było to dla niej bardzo interesujące. Do tego miejsca szłyśmy brzegiem lasu. Tam nie ma drogi, więc styrałyśmy się straszliwie, prowadząc rowery po bezdrożu.
Wcześniej byłam tam ze Stefanem. Wczesną wiosną. Zobaczcie tylko jaka to dzicz jest.
Kiedy dopięłyśmy celu i zlustrowałyśmy teren, wpadałam na pomysł, żeby udać się na drugą stronę chwalimierskiego lasu, ponieważ tam, na jego skraju najprawdopodobniej znajduje się jeszcze jedno grodzisko. Jednak nigdy tam nie byłam, więc nie obiecywałam, że warto tam iść, przebijając się przez ten dziki las. Ines jednak połknęła bakcyla.
Ale zacznijmy od początku
Od kilku lat lustruję teren chwalimierskiego lasu (województwo dolnośląskie, powiat średzki, gmina Środa Śląska). Znalazłam tam cztery miejsca, w których setki lat temu stały zamki. Wszystkie one znane są naukowcom, ponieważ powstało o nich sporo treści, dostępnych w różnych formach. W samym środku tego dzikiego terenu porośniętego gęstwiną leśną znajduje się gród Chwalimierz, a obok niego grodzisko średniowieczne. Na miejscu stoją dwie tablice informacyjne. Po drugiej stronie lasu bliżej Buczków, w niedalekiej odległości od opisywanego miejsca leży jeszcze jeden podobny obiekt. Typowe motte z mokrą fosą. Na drugim końcu tego lasu, tym razem od strony Jugowca i Kryniczna całkiem niedawno odlazłam wspomniany na samym początku tego opowiadania Kamienny Fort. To grodzisko otoczone z jednej strony wodami strumienia o tej samej nazwie, a z drugiej — sztuczną fosą.
Odkrycie archeologiczne. Pierwsze kroki
Kiedy odwiedziłam wszystkie te punkty na mapie chwalimierskich kniei, zaczęłam zauważać pewne zależności. Odległości między tymi zaginionymi w dziejach fortyfikacjami były bardzo podobne. A skoro tak jest, pomyślałam, że w takim razie może jest tam tego więcej. Studiowałam nie tylko teraźniejszą mapę satelitarną, ale również stare mapy z pierwszej połowy XX stulecia. Zaintrygowało mnie pewne miejsce na skraju lasu z drogą dojazdową z Kulina. Zwróciłam uwagę na źródło, które tam wybijało i utworzyło niewielki akwen. Zaznaczono je na niebiesko razem z krótkim korytem odbijającym od zbiornika wodnego i znikającym między drzewami. Wówczas odpaliłam Lidara i obejrzałam sobie to miejsce przez pryzmat tej mapy. Z terenu wyłonił się równiusieńki czworobok, z kątami prostymi. Takie rzeczy rzadko spotyka się w naturze. Czułam, że to twór ludzkich rąk, choć nie widziałam tego jeszcze w terenie i na własne oczy…
Oczywiście nie od razu zebrałam się do drogi. Temat musiał nabrać mocy, moja głowa ochłonąć i co najważniejsze — czekałam na dobry moment. Potem do domu zjechała Ines i wtedy zaproponowałam jej krótką wyprawę do Kamiennego Fortu. Całkiem zapominałam o tym miejscu z lidarowej mapy. Przypomniałam sobie o nim, kiedy wyszłyśmy na drogę po obejrzeniu grodziska. To przecież niedaleko. Raptem w porywach dwa kilometry. Można podjechać i sprawdzić. Bardzo możliwe jednak, że niczego tam nie znajdziemy, ponieważ mogę tam nie trafić, może niczego tam nie być, mogę się mylić, jest już późno, jesteśmy stryrane drogą…
No ale! I tak chciałyśmy to sprawdzić!
Wędrowałyśmy wśród pól gruntową drogą. Dzicz tam jest straszliwa. Niebo zrobiło się granatowe i zaczynało kropić. Na ścieżce wyrosła nam myśliwska ambona. Wlazłyśmy tam po drabinie, a rowery zostały pod dębem, na dole. Wtedy zerwał się potworny wiatr i zaczęło lać jak z cebra. W ambonie siedziała z nami osa. Schowała się za niewielkie gniazdo i nie ruszała wcale. Nie byłyśmy zadowolone z jej obecności, podobnie jak ona nie była z naszej, jednak tak nam polosowało, że wszyscy byliśmy skazani na siebie podczas burzy w tej drewnianej budzie na polu, a więc trzeba było wytrzymać. Osa siedziała przy oknie, a my na podłodze. Gdy przestało padać, wyszłyśmy stamtąd i zamknęłyśmy drzwiczki.
Niedaleko za amboną należało skręcić w prawo. Droga stawała się coraz bardziej dzika. Najwyraźniej rzadko jest uczęszczana, ponieważ gąszcz tam był okrutny. Następnie natknęłyśmy się na rozstaje. Na leśnej ścieżce po lewej leżało drzewo, a po prawej było w miarę możliwości. Wybrałyśmy tę wygodniejszą opcję, ale niestety po kilometrze buszowania w tej dziczy, musiałyśmy zawrócić. Droga skończyła się nagle i w pewnym momencie zaczęłyśmy się gubić. Każdy normalny człowiek zawróciłby, ponieważ słońce powoli zaczęło już chylić się ku zachodowi, my jednak ustaliłyśmy, że spróbujemy jeszcze raz. Miałyśmy zamiar pokonać leżące na ścieżce zwalone drzewo.
Same przeszkody i woda w butach
Piechur nie miałby tam najmniejszych problemów, ale z objuczonymi rowerami to już było gorzej. Dosłownie przedarłyśmy się przez tę przeszkodę.
Każda z nas przenosiła własny rower. Gałęzie szarpały nam włosy i ubrania, przeogromne szerszenie latały w powietrzu zdziwione naszą obecnością.
Dalej szlak nie był już taki trudny, choć jednak mocno zarośnięty. Byłyśmy straszliwie mokre od kolan po czubki palców. W butach woda aż chlupała.
Zaraz potem widać już było gliniankę i drogę do niej, a po prawej fragment lasu z mapy, do którego podążałyśmy. Ukryłyśmy rowery w wysokiej trawie i zanurkowałyśmy w knieje. Całkiem na czuja. Jedyną mapę miałam w swojej głowie.
To był już wieczór i powoli słońce znikało za horyzontem. Kiedy weszłyśmy do lasu, zastałyśmy tam konkretny mrok. Machałam rękami wskazując Ines gdzie to może być. Ale co? Któż to wie? Szukałam, przecież nie wiadomo czego. Opowiadałam, że to coś ma kształt równego czworoboku i że tam wyżej, w tej wysuniętej w pole kępie drzew powinna być woda, no ale ja nie wiem, czy teraz jest, i czy w ogóle była. Bo nigdy wcześniej tam nie byłam. Ale jeżeli to prawda co myślę, a podejrzewam, że to grodzisko, to ten czworobok to wały, które tworzą fosę zasilaną ze źródełka.
Odkrycie archeologiczne
Szłyśmy więc w tej ciemnicy i lustrowałyśmy teren. Skanowałyśmy go wzrokiem. W ogromnym skupieniu. Nie było tam drogi i długo niczego nie zauważyłyśmy. Powiedziałam wtedy, że pójdziemy jeszcze tylko najwyżej 50 metrów w głąb lasu, a jeżeli na nic nie trafimy, to się wycofamy i wrócimy następnego dnia, o lepszej, wcześniejszej godzinie. I wtedy zobaczyłam ten wał. Ines też go dojrzała.
Musiałyśmy uspokajać się nawzajem i trzymać na wodzy ogromne w tamtej chwili emocje.
Wały ziemne i fosa
Jeżeli ktoś trafiłby na te wały i nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego, mógłby pomyśleć, że to koryto rzeki. Jednak my już widziałyśmy takie relikty średniowiecznych fortyfikacji i nie miałyśmy najmniejszych wątpliwości, z czym mamy do czynienia. To pozostałości po osadzie obronnej, najprawdopodobniej z XIII lub XIV wieku. Z czasów kiedy Henryk Brodaty, a potem jego synowie ściągali tu kolonistów z Niemiec, żeby zasiedlali oni tę ziemię, lokowali miasta i wsie, karczowali lasy i uprawiali zboża.
Nie rozumiem, dlaczego ta ufortyfikowana osada nie została zauważona przez badaczy, ale najprawdopodobniej tak się właśnie stało, skoro nie ma o niej nigdzie najmniejszych wzmianek. Fort zbudowany był na planie czworoboku. W terenie widoczny jest bardzo wyraźnie jeden jego bok, zachowany w całości, drugi jedynie częściowo, a reszta jest już niemal niewidoczna. Relikty fosy również są czytelne.
To odkrycie mną wstrząsnęło. Nie mogłam uwierzyć, że ja sama to namierzyłam. Trafiłam tam na podstawie własnych obserwacji, wiedzy i wyobrażeń. Nikt mi tego nie podpowiedział, nie wskazał…
Kiedy wyszłyśmy z lasu na ścieżkę, koniecznie chciałam sprawdzić, czy źródełko naprawdę tam się znajduje. Pojechałyśmy do tego miejsca, które znajdowało się w zasięgu wzroku. Ze zdumieniem odkryłam, że choć teraz wody tam niewiele, to jak najbardziej jest to ujęcie zasilające dawniej rów wokół grodziska. W terenie tym znalazłam wszystkie części tej układanki.
Znalazłam grodzisko średniowieczne w lesie, gdzie oprócz niego znajdują się jeszcze cztery inne. Opisywane tu odkrycie archeologiczne traktuję jako wielkie, osobiste osiągnięcie. To moje nieustanne wędrowanie pozwoliło mi je namierzyć, ponieważ ono nauczyło mnie historii. Gdyby nie moja pasja, której codziennie oddaję się z wielką namiętnością, minęłabym to miejsce bez wzruszenia, uznając je za naturalne ukształtowanie terenu.
Znalezisko zostało zgłoszone dolnośląskiemu konserwatorowi zabytków.
Więcej naszych opowieści znajdziesz w książce, którą napisały autorki bloga Nieustanne Wędrowanie (patrz poniżej). Polecamy!
Artykuł zawiera autoreklamę
[…] perfekcyjnie. Zwykle jestem najeżona na turystykę „kombajnową” i wolę swoje dzikie wyprawy w dżunglę dolnośląską, jednak tutaj — choćbym bardzo chciała — to nie ma na czym „psa […]
Ciekawa historia warta głębszego rozpoznania. Sam również mam dwa takie nie rozpoznane grodziska, plus dwa typy. Pozdrowienia z Podkarpacia ;)
Będę wdzięczny za kontakt!
Napisz do nas na FB. Jest tam możliwość wysyłania wiadomości. :)
[…] i pełne uzbrojenie. Kiedy książę wzywał takiego szlachcica, który rezydował na przykład w lesie chwalimierskim, to służba ta była całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Rycerze ci bowiem, nawiasem […]
Czy to nie czasem to grodzisko? https://zabytek.pl/pl/obiekty/zabytek?inspire_id=PL.1.9.ZIPOZ.NID_A_02_AR.30273&rejestr=rejestr-zabytkow
To miejsce, które podesłałeś na mapie to Nowy Zamek niedaleko Buczków. Bardzo dobrze zmam to miejsce. Natomiast ten obiekt, który opisałam w tym wpisie, nie został nigdzie zakatalogowany. Nie znajdziesz go na żadnej mapie :)
Ja lubię te miejsca odwiedzać i siedząc w ciszy, wyobrażać sobie jak tu kiedyś wyglądało życie.
Gratuluję znaleziska! Obejrzałem sobie to miejsce na cieniowanym NMT i muszę przyznać, że wygląda intrygująco.
Przy okazji przeglądania archiwalnych map Messtischblatt zainteresowało mnie jedno miejsce. Pomiędzy Das Alte Shloß i Das Neue Schloß zaznaczono Wolfsgrube – „czyli wilczy dół”. Na cieniowany NMT faktycznie można zauważyć interesujący dół. Wygląda niepozornie, ale w tym kontekście mamy do czynienia z bardzo interesujacym reliktem dawnego łowiectwa, kiedy wilki stanowiły dla ludzi spore zagrożenie. Jeśli moja hipoteza jest słuszna, mamy do czynienia z bardzo rzadkim obiektem w Niemczech, w kraju związkowym Hesja (gdzie obecnie mieszkam) zinwentaryzowano raptem trzy takie obiekty.
Warto byłoby go sprawdzić w terenie.
Pozdrawiam – kusmanek (Strażnicy Czasu).
Bardzo to jest ciekawe, co piszesz. W tym miejscu rzeczywiście jest głęboka dziura w ziemi, a niedaleko niej — moim zdaniem — cmentarzysko kurhanowe. Znam ten teren bardzo dobrze. Tam jest więcej grodzisk :) I z Twojego opisu wynika, że nie znalazłeś na mapie tego, o którym napisałam w tym wpisie :)
Tak, też mi to pachnie cmentarzyskiem kurhanowym. Z resztą ta grobla obok też wygląda ciekawie – na mój gust może pochodzić z okresu średniowiecza. A grodzisko chyba jednak trafiłem to z opisu – nie chcę tu podawać dokładnej lokalizacji, ale jestem pewien, że to o nie chodzi
Jest do Was jakiś bardziej bezpośredni kontakt? Przez FB?
Tutaj – https://www.facebook.com/nieustanne.wedrowanie – :) Sprawdzam wiadomości codziennie.