PODROŻOWANIE NOCĄ. Droga otulona mrokiem
Podróżowanie nocą jest niesamowitym przeżyciem, zwłaszcza jeżeli wybieramy się w taką drogę samotnie. Ciemność sprawia, że znajdujemy się jakby w innym świecie. Niby wszyscy wiemy czym jest noc, jednak żeby naprawdę ją poznać, trzeba wyruszyć po zachodzie słońca do lasu, na szlak rowerowy, w miasto. Być w nocy w swoim domu czy w swoim ogrodzie to nie to samo, co zafundować sobie wyprawę w ciemnościach z dala od bezpiecznego lokum.
Nocne wyprawy od jakiegoś czasu stały się dla mnie swego rodzaju rarytasem. Nieustannie poszukuję nowych doznań, aby nakarmić głód adrenalinowy. Taka jestem. Nie potrafię zadowolić się jedynie rowerowymi wycieczkami za miasto w piękny, ciepły słoneczny dzień. To jest bardzo fajne, jednak na dłuższą metę nudne. Dlatego też wpadam na najróżniejsze pomysły, które sprawiają, że choć zawsze jestem w drodze, to za każdym razem czuję ją inaczej.
Podróżowanie nocą. Po co tak ryzykować?
Nikomu nie polecam moich mrocznych wypraw, żeby było jasne. Moje pomysły są ekstremalne zwłaszcza dla kobiet. Bycie samą w ciemności, z dala od miasta i wsi, gdzie dookoła pola i lasy – to nie jest propozycja dla pań. Dlaczego więc sama bawię się w podobne rzeczy? Ponieważ potrzebuję tych wrażeń. Strachu, który pokonuję w trasie. Samotności, aby zmierzyć się z nią również w takich okolicznościach. Hartuję ducha i ciało. Wystawiam się na łaskę losu i patrzę mu w oczy. Podróżowanie nocą, podobnie jak ogólnie wędrowanie w samotności do miejsc dzikich i odległych od ludzkich domostw bardzo mnie zmieniło. Kiedyś bałam się dosłownie wszystkiego, dziś nie boję się niczego. Może nie do końca dobrze to ujęłam, ponieważ to nie jest tak, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że wypuszczenie się nocą samotnie na leśny szlak rowerowy jest bardzo niebezpieczne, bo jak najbardziej mam tego świadomość. Chodzi tu bardziej o to, że jadę tym szlakiem żeby zabić w sobie lęki.
Krok 1 – droga do niezależności
Człowiek jest słaby, kiedy nie pozwala sobie na wychodzenie poza swoją strefę komfortu. Dlatego boi się często w niezdrowy sposób ciemności, lasu, mroku ulicy nocą, dzikich zwierząt, burzy, kiedy jest poza domem, samotności. Boimy się, ponieważ się tego nie dotykamy. Stronimy od tych rzeczy na co dzień i dlatego są one straszne. Z całą pewnością nie każdy, kto czyta ten wpis takie słabości posiada, ponieważ wiem, że czytają nas i wędkarze i myśliwi i miłośnicy nocnych biwaków. Jednak naprawę wiele jest takich osób, dla których samotne wędrowanie w ciemności to coś niewyobrażalnego. Sama jeszcze całkiem niedawno należałam to grona tych bardziej bojących, i powiem Wam, że strasznie mnie to denerwowało. Żeby wybrać się w jakąkolwiek drogę, zawsze szukałam towarzystwa, bo… bałam się wyruszać samotnie. Często jednak nie udawało mi się tak z kimś zorganizować, żeby wyprawa doszła do skutku. Czasami brakowało wolnego czasu, a niekiedy ktoś mnie olewał zwyczajnie tuż przed wyruszeniem, bo dostał lepszą propozycję albo mu się odechciało. Po wielu takich doświadczeniach zdecydowałam się na samodzielność. Szybko okazało się, że wyruszanie rowerem (bo auta nie posiadam) w długą i dziką drogę tylko z psem – nie jest zabójcze. Pojechałam i powróciłam żywa. Potem szło już jak po maśle, a teraz mogę, ale wcale nie muszę mieć towarzystwa w drodze. Wypracowałam to sobie i dzięki temu jestem całkowicie wolna i niezależna.
Krok 2 – branie na klatę porażek
Kiedy jestem sama na szlaku, daleko od domu, to zdana jestem również na samą siebie. Bo musicie wiedzieć, że ja nie mam takiego zaplecza, że jak na przykład w drodze złapie mnie deszcz, to ja sobie zadzwonię po kogoś i ten ktoś po mnie przyjedzie. I tak jest z każdą rzeczą. Jak złapię gumę w rowerze, to muszę sobie sama poradzić. Jak pada, to moja to rzecz jak się schronić. Jak spotykam na szlaku innych ludzi, to muszę być przygotowana, że nie koniecznie będą to przyjaciele. W lesie mnóstwo dzikiego zwierza, i to że się tam pcham, to jest tylko moja sprawa. W drodze mojej samotnej nigdy nie mam żadnego wsparcia. Zdana jestem sama na siebie i do tego jeszcze muszę dbać o psa, który całkowicie ode mnie zależy. Tak więc wybierając się w trasę bez towarzystwa, zawsze jestem przygotowana na to, że coś może się przytrafić niefajnego i będę musiała sobie z tym poradzić. Wypracowałam to sobie i dzięki temu nie łatwo mnie złamać w drodze.
Krok 3 – poszukiwanie nowości
Na początku samotne wędrowanie i bycie z dala od cywilizacji sprawiało mi sporo satysfakcji, jednak po jakimś czasie zaczęłam się tym nudzić. Urodziła się więc potrzeba poszukiwania nowych wrażeń aby nakarmić się adrenaliną. Moim marzeniem było wyjechać w trasę rowerową w nocy. Zaczęłam więc działać po staremu i poszukiwać towarzystwa. Niestety to było jeszcze trudniejsze aniżeli w przypadku zwyczajnych wypraw. Noc najwyraźniej przeraża, nawet mężczyzn. Ostatecznie nie udało mi się namówić nikogo na taką wyprawę. No nie wiem, może ja akurat tak mam, że moi znajomi wolą tradycyjne wędrowanie i to zwyczajny mój pech. W każdym razie stanęło na tym, że pojechałam sama…
To było niesamowite uczucie. Była zima, ale wieczór w miarę ciepły. Jechałam w całkowitej ciemności, ścieżką rowerową. Drogę oświetlała mi latarka. I nie był to późny wieczór, ale środek nocy, a to nie to samo, bo późnymi wieczorami już nie raz ściągałam do domu z podróży. O trzeciej w nocy na takiej drodze jest cicho. Tylko od czasu do czasu przejeżdżało jakieś auto. Ciemność tak głęboka, że oko prawie nie miało szans się do niej przyzwyczaić. Przechodził mnie dreszcz. Uczucia nie do opisania. Strach i ogromna radość. Lęki i ciekawość drogi. Po kilku podobnych akcjach, zaczęłam wypuszczać się coraz dalej, wybierać trasy coraz to bardziej dzikie. Coraz częściej byłam sama w nocy z rowerem na drodze gruntowej między polami i jechałam w świetle księżyca. Wówczas też zauważyłam, że coś się we mnie zmieniło. Przestałam reagować na wizję ewentualnego niebezpieczeństwa w dawny sposób. Nie ważne co się działo, zero przyspieszonego bicia serca, zero paniki, zero wycofywania się z trasy. Wypracowałam to sobie i dzięki temu pokonałam własne lęki.
Podróżowanie nocą po mieście
Nocą byliśmy w wielu europejskich miastach. Uważam, że wtedy są one najpiękniejsze, choć z całą pewnością bezpieczniej jest o tej porze w środku dzikiego lasu niż na przykład w Rzymie…
Albo we Wrocławiu…
Miasta nocą są bardzo ciche i zwiedzanie ich w świetle latarni jest niesamowitym przeżyciem. Wiem o czym mówię. To spostrzeganie zainspirowało mnie do pewnego eksperymentu. Wpadłam na pomysł, żeby wybrać sią na nocne jeżdżenie po moim miasteczku. Mówię, że wpadłam, ponieważ kiedy od zawsze mieszka się w jakiejś miejscowości, przeważnie nie jest ona na pierwszym miejscu, kiedy planuje się wyprawy na dwóch kółkach. Wsiadłam więc na rower około północy. Ulice puste. Ja oczywiście w stu procentach oświetlona. Lampy z przodu i z tyłu, a na plecach kamizelka odblaskowa. Myślałam, że wrócę za pół godziny, bo co tu robić w takiej małej mieścinie. Wróciłam po trzech godzinach. Byłam wszędzie. Ulice, które przemierzałam, wąskie ścieżki osiedlowe, zakamarki, parki, deptaki… wszystko to wyglądało jak całkiem nowe, nieznane. To nie to samo, co wieczorne wyjście na rynek. Możecie nie wierzyć, ale to była niesamowita przygoda. O tej porze w mieście jest pusto. Aut jak na lekarstwo, ludzi prawie nie widać. W kieszeni bojówek miałam telefon i słuchałam z niego nastrojowej muzyki. Byłam w takim uniesieniu duchowym, że ciężko jest to opisać słowami.
Dobrze jest, kiedy człowiek ma towarzystwo, ale trzeba też umieć być samemu. Czasem to może się przydać.
Podróżowanie nocą. W ciemności na szlaku
Akurat w górach nocą nie byłam jak dotąd sama nigdy. Zdarzyło mi się wchodzić po ciemku na Ślężę i ze dwa razy na Wielką Sowę, gdzie nawet nocowaliśmy pod namiotem. Jednak w takim dzikim lesie, bardzo daleko od jakiegokolwiek ludzkiego osiedla, to w sumie nic nie zmieniało, czy byłam tam sama czy z Ines. To teren, gdzie obecność drugiego człowieka nie zwiększa poczucia bezpieczeństwa.
Jest noc, dookoła las i my dwie na szlaku. Różnica polegała tylko na tym, że miałam do kogo gębę otworzyć, jednak gdyby zaatakowały nas tam dzikie zwierzęta na przykład, to fakt, że było nas dwie niczemu by nie pomógł. Jest w tym jednak coś naprawdę bardzo pociągającego. Motyle w moim brzuchu bardzo często budzą się po zmroku, kiedy jestem na szlaku. Tam w górach po zachodzie słońca prawdziwie czuje się, jak marnym i słabym człowiek jest stworzeniem. Przyświecałam sobie drogę latarką, i widziałam w ostępach nie jedną parę oczu. Telefon stracił zasięg. Wszystko co miałam najcenniejszego, to jedynie odwaga aby iść dalej. Pomimo wszystko. Nie zawracać, nie szukać schronienia w schronisku, nie ulegać panice. Potem było ognisko, przy którym czułyśmy się w miarę bezpiecznie, ponieważ ogień przeważnie odstrasza dzikiego zwierza…
Nocowanie na dziko
W podobnych okolicznościach nocowałam nie raz. Przeważnie w takiej dziczy, że klękajcie narody. Podróżowanie nocą, spanie z dala od miast i wsi, ciemności – to wszystko sprawiło, że przestałam się bać. Fakt ten jest moim największym jak dotąd osiągnięciem podróżniczym. Nie banie się jednak należy pielęgnować. To nieustanna sztuka pokonywania samotności i lęków. W moich planach jest jeszcze wiele podobnych rzeczy. W tym roku mam zamiar zostać sama na całą noc w lesie pod namiotem. Tego jeszcze nie robiłam, a to już najwyższy czas.
Podróżowanie nocą jest jedną z najfajniejszych rzeczy, jakie funduję sobie w swoim wędrowaniu. Uwielbiam wracać z dalekiej trasy już po zmroku. Zatrzymywać się w środku pola albo lasu i trwać tak w całkowitej ciemności. Doznania są niesamowite. Nie da się tego z niczym porównać. Tylko ja i ciemność. Dokoła świat pełen dzikości. Słychać dźwięki. Łamanie się gałązek. Kiedy stoi się tak bez ruchu i nasłuchuje, przychodzi ogromne napięcie. Mam z takiej chwili tyle, ile uda mi się pokonać w sobie lęku. Z każdym miesiącem więcej….
Wpis ten jest jedynie opisem własnych przeżyć związanych z podróżowaniem nocą. Nikogo w nim nie zachęcam do naśladowania mnie a wręcz stanowczo odradzam.
[…] Ja wiem, że to bardzo źle, ale taka właśnie jestem. Mówię, że jadę w “prawo’, a potem zmieniam plan, kieruję się w “lewo” i z niczego nikomu nie czuję potrzeby się tłumaczyć. Dlatego też naprawdę bardzo często jest tak, że naprawdę nikt nie wie gdzie jestem. Nawet wtedy, kiedy nocą wymykam się na samotne rowerowe wyprawy po okolicy. […]
[…] Ono się kurczy w okolicznościach nocy w terenie i ja się do tego dopasowuję. Stąd chyba wybija źródło mojej pasji podróżowania nocą. Kiedy pierwszy raz wybrałam się w taką mroczną drogę, zachwyciłam się tą właśnie ciasnotą […]