Szlak na Wielką Sowę. Upiór z Gór Sowich i Czupakabra
Tamtego chłodnego dnia, szlak na Wielką Sowę tonął w wilgoci. Mleczna mgła oplatała kamienistą drogę i korony drzew. Wchodziłam na tę górę wiele razy i korzystałam z różnych tras. Wędrowałam na szczyt za dnia i nocą, ale we mgle pierwszy raz…
Nie jest to wysoka góra, ponieważ to raptem 1015 m n.p.m. Jednak, kiedy wyruszy się na szlak na Wielką Sowę, trzeba zarezerwować sobie kilka godzin. Naprawdę warto, ponieważ są takie chwile na trasie, gdzie dobrze zrobić sobie dłuższy postój i pozachwycać się naturą. Przyroda tam potrafi zahipnotyzować a dzikość jej zafascynować.
Rzeczka. Kościół Maksymiliana Kolbe
Wielka Sowa jest najwyższym szczytem w Górach Sowich. Na jej wierzchołku stoi zabytkowa wieża Bismarcka, która stanowi fantastyczny punkt widokowy dla turystów. Natomiast na zboczach góry zlokalizowane są dwa schroniska — Sowa i Orzeł. Kiedy przybyliśmy w tamte okolice w pełnym składzie Nieustannego Wędrowania, samochód zaparkowaliśmy blisko Sztolni Walimskich i stamtąd ruszyliśmy w drogę. Zanim zniknęliśmy na leśnym szlaku, maszerowaliśmy przez Rzeczkę. Zatrzymałam się na chwilę przy kościele św. Maksymiliana Kobe, ponieważ zachwyciłam się jego bryłą. Nie byłabym sobą, gdybym minęła go obojętnie, jednak bardzo chciałam już znaleźć się między drzewami Sowy, dlatego niedługo trwało przyglądanie się temu przybytkowi.
Minęliśmy też po drodze uroczą górską kapliczkę, którą od pierwszej chwili podejrzewałam o pomnikową przeszłość ku pamięci niemieckich żołnierzy poległych w I wojnie światowej. Widziałam już niejeden raz podobne metamorfozy i wyczuwam pismo nosem na odległość.
Świątynia pod wezwaniem świętego Maksymiliana Kolbe wzniesiona została w 1796 roku. Kiedy w 1946 z miejscowości tej zaczęto wysiedlać mieszkających tam Niemców, długo stał opuszczony. Obiektem sakralnym zainteresowano się dopiero w roku 1982 i wtedy go wyremontowano.
Szlak na Wielką Sowę
Zawsze tak jest, że zachwycam się kiedy wyruszam na górski szlak. Dzieje się tak dlatego, że naprawdę rzadko wędruję po górach, jest to więc dla mnie wielka, niecodzienna atrakcja. Wielka Sowa jest prawdziwie magiczna. Szlaki na jej wierzchołek często są całkiem bezludne i ciche, jednak dotyczy to czasu poza weekendami, szczególnie długimi. Tamtego dnia nie było aż tak dobrze, ale pomimo wszystko nie brakowało mi przestrzeni.
Mijaliśmy strumienie z zimną i bardzo czystą wodą. Dla mnie to była stróżka jedynie, ale dla Frutka wielka rzeka. I choć zawsze dzielnie pokonuje trudy wędrowania, to wtedy potrzebował pomocy. Inaczej zmoczyłby futro, a to nie dobrze, bo dzień był chłodny.
Kiedy wchodziłam na Sowę pierwszy raz w życiu, byłam na szlaku sama. Przyjechałam tam autostopem na prawdziwym spontanie. Opisałam tamten letni, wakacyjny dzień w tym wpisie — SAMA NA SOWĘ. Bardzo miło wspominam to wędrowanie solo. Na szczycie wówczas jeszcze nie było tłumów. Stare dobre czasy.
Wielka Sowa. Ciekawostki historyczne
- Niemcy nazywali tę górę Hohe Eule (Wysoka Sowa). Po roku 1945, kiedy granice się przesunęły i tereny te należały już do Polski, o wypiętrzeniu tym mówiono Góra Sowia, jednak nie trwało to zbyt długo. Zaraz potem zaczęła funkcjonować teraźniejsza nazwa — Wielka Sowa.
- Góra, która jest najwyższa w Górach Sowich, znajduje się również wśród 28 szczytów Korony Gór Polski.
- Idąc na szczyt czerwony szlakiem, po drodze trafiamy na pomnik z 1898 roku, który poświęcony został Carlowi Wiesenowi, który w Walimiu prowadził zakłady lniarskie. Człowiek ten jednak najbardziej zapisał się w historii, jako wielki pasjonat Gór Sowich. Kochał te tereny tak bardzo, że na swoim prywatnym terenie wybudował schronisko, które dziś nosi nazwę „Sowa”.
Napis na pomniku tym w języku polskim i niemieckim brzmi – „Wierny przyjaciel Gór Sowich Carl Wiesen”.
- Warto wiedzieć, że ongiś na południowych stokach góry znajdowała się niewielka wieś, zwana Sową. Stało tam kilkadziesiąt chat, gorzelnia i młyn. Teraz niewiele zostało z tej osady. Zaledwie kilka cegieł.
Szlak na Wielką Sowę. Informacja dla sportowców
Dla mnie największą atrakcją w górach jest po prostu wędrowanie i podziwianie widoków. Tak resetuję umysł i odpoczywam. Wystarczą mi odgłosy natury i niczego więcej mi nie potrzeba. Są jednak osoby, dla których jest to zdecydowanie za mało i oczekują od gór dodatkowych rozrywek. Dlatego warto wiedzieć, że wokół Wielkiej Sowy teren został zagospodarowany tak, aby można było tam uprawiać narciarstwo biegowe. Znajduje się tam aż 5 takich tras, a wśród nich najtrudniejsza „Sowa”.
Na szczycie Wielkiej Sowy
Dawniej było tam zupełnie inaczej. Często całkiem bezludnie, szczególnie nocą. Wiem, ponieważ dwa razy wędrowałam na wierzchołek Sowy po zmroku, a raz nawet tam nocowałam. Wtedy stały tam jedynie wieża i widokowa drewniane wiaty. Teraz najczęściej spotkać można tam tłumy, a obok wieży znajdują się dodatkowo drewniane rzeźby muflona i sowy. Wybudowano tam również kaplicę. Dla mnie to już zbyt wiele.
Niezaprzeczalnie jednak niezwykle ciekawym obiektem jest tamtejsza wieża widokowa. To leciwa budowla, która dziś jest już zabytkiem, pozwala turystom spojrzeć na zapierającą dech w piersiach panoramę gór. Żeby się jednak o tym przekonać, należy wybrać lepszą pogodę. Kiedy szlak na Wielką Sowę tonie we mgle, niczego stamtąd się nie zobaczy.
Wieża Bismarcka
Historia budowania tych obiektów na szczytach gór jest naprawdę bardzo zajmująca. Opisałam to w tym materiale: WIEŻA BISMARCKA NA JAŃSKIEJ GÓRZE. Naprawdę warto poczytać. Jeżeli jednak chodzi o obiekt, znajdujący się na polanie, na wierzchołku Wielkiej Sowy, to dobrze jest wiedzieć, że ta atrakcja turystyczna powstała już w roku 1886 i wzniesiono ją z drewna. Dopiero w 1905 postawiono tam murowaną wieżę i poświęcono ją Otto von Bismarckowi. Budowla ta mierzy 25 metrów wysokości, a jej średnica to 8 metrów. Znajdowały się dawniej okna witrażowe, a wewnątrz ustawiono popiersie kanclerza Niemiec. Na szczycie zastajemy taras widokowy. Kiedy skończyła się II wojna światowa, obiekt nazwano wieżą Władysława Sikorskiego, a potem Orłowicza. Leciwa budowla jednak nie była doceniana i szybko zmieniła się w ruinę. Zamknięto ją na długi czas, ponieważ wchodzenie na jej szczyt stało się niebezpieczne. Na szczęście w 2005 roku Gmina Pieszce wyremontował zabytek, i już 12 miesięcy później można było z niego korzystać. Wieża liczyła sobie wówczas cały wiek istnienia.
- Książę Otto von Bismarck (urodzony 1 kwietnia 1815 roku, zmarły 30 lipca 1898 roku). Był niemieckim politykiem i mężem stanu. Premierem Prus i ostatecznie kanclerzem Reszy. Jego największym osiągnięciem, za co go wielbiono, było zjednoczenie Niemiec. Mówi się o nim, że był jednym z najbardziej wpływowych polityków XIX wieku.
- Władysław Sikorski (urodzony 20 maja 1881, zmarły 4 lipca 1943 roku). Generał wojska Polskiego, minister od spraw wojskowych i premier Rzeczypospolitej na uchodźstwie. Był naczelnym wodzem Polskich Sił Zbrojnych. Zginął na Gibraltarze w wypadku samolotowym. Po śmierci został odznaczony Orderem Orła Białego.
- Mieczysław Orłowicz (urodzony 17 grudnia 1881, zmarły 4 października 1959 roku). Minister II Rzeczypospolitej i doktor prawa. Jego pasją była rodzima turystyka. Autor wielu przewodników.
W wielkim lesie w Górach Sowich
To tereny, gdzie szlaki są oznaczone, ale to nadal dziki obszar, na którym żyją wilki, dzikie świnie i muflony. Natura tam gra pierwsze skrzypce i wędrowanie na szczyt Sowy to nie jest lekki spacerek. Ta wprawdzie niewysoka góra, potrafi dać w kość każdemu, komu brakuje kondycji. Osobiście uwielbiam takie wyzwania. Raz nawet zdecydowałam się na samotną wędrówkę do wieży Bismarcka.
Warto trzymać się wyznaczonych tras, ponieważ można zgubić się w tym wielkim lesie. Należy też pamiętać, aby przed wybraniem się w góry dobrze spakować plecak. W moim bagażu zawsze mam przygotowany posiłek, gorzką czekoladę, spory zapas wody, bluzę albo kurtkę, bandaż elastyczny, wodę utlenioną, tabsy na silny ból, chemię na owady i kleszcze, zapałki oraz porządny nóż.
Tamtego jesiennego dnia pogoda nas nie rozpieszczała. Było chłodno, a na szczycie Wielkiej Sowy wiało straszliwie. Wilgoć tam panująca dodatkowo potęgowała odczuwanie niskiej temperatury, ale za to mgła czyniła wszystko dookoła tajemniczym i wręcz bajecznym. Pięknie było wędrować po tych wąskich i kamienistych ścieżkach.
W pełnym składzie Nieustannego Wędrowania
Wyruszyliśmy w Góry Sobie w pełnym składzie naszej ekipy. Aneta, Ines, Daniel i Pan Frutkowski. Nasz pies jeszcze wtedy miał siły do zdobywania gór, teraz nie dałby już rady niestety. Dzięki temu, że zawsze, przez wiele lat swojego życia zawsze był taki wytrzymały i dzielny, zapisał się na dobre w dziejach Nieustannego Wędrowania i można o nim poczytać w naszych książkach (patrz poniżej).
Dla mnie przebywanie w lesie to bezcenne chwile na łonie natury, którymi chętnie się z Wami dzielę. Jednak kiedy wyruszam na szlak, nie zaglądam do telefonu, i niczego nie relacjonuję na bieżąco. To ważne, aby w podobnych okolicznościach odciąć się od mediów, ponieważ jest to bezcenna okazja do zresetowania głowy. My, choć wyruszyliśmy w czwórkę, na trasie często się rozdzielaliśmy i każde z nas przez dłuższą chwilę wędrowało samotnie. Bez rozmów i w ciszy. Tacy jesteśmy, że w lesie otrząsamy się z wszelkich bodźców. Każdemu coś takiego dobrze zrobi, polecam spróbować!
Czupakabra
Pierwszy raz z opowieściami o tym legendarnym, dziwnym stworzeniu usłyszałam kilka lat temu, podczas wchodzenia na Wielką Sowę po zmroku. Spędziłam tam noc przy ognisku pod wieżą Bismarcka i rozmyślałam o Czupakabrze. Na wierzchołku góry przywitał mnie kot. Zwyczajny, bardzo towarzyski dachowiec. Mieszkał tam podobno na stałe, karmiony przez obsługę punktu widokowego. Pogłaskałam sierściucha, a on przysiadł się do paleniska i siedział ze mną do późna, mocno zainteresowany wszystkim, co robiłam, a w szczególności pieczeniem kiełbasek, aż nagle coś poruszyło się w kniejach, a kotek zastygł bez ruchu. Nasłuchiwał przez chwilę, po czym oddalił się szybko, biegnąc w kierunku wieży. Dookoła panowała ciemność i nie sposób było dojrzeć, jakie zwierzę spłoszyło kota. Okoliczności te jednak i dla mnie stały się nieprzyjemne. Poczułam się nieswojo. Pomimo tego noc spędziłam w namiocie i jak widać — przeżyłam. Przyznaję bez bicia, że opowieści o tajemniczej Czupakabrze tamtej nocy działały mi na wyobraźnię. Tyle się nasłuchałam o napaściach na kozy i muflony w tych okolicach. Ludzie opowiadali, że drapieżnik, który wybijał domowe zwierzęta, wysysał z nich krew. I nie w tym rzecz, że w to uwierzyłam, ale że znajdowałam się na Wielkiej Sowie w środku nocy, otoczona dzikim lasem. Takie okoliczności w połączeniu z legendą o Czupakabrze mogą zmącić najbardziej trzeźwy umysł.
Legendarna Czupakabra
O co jednak chodzi z tym stworzeniem? Z całą pewnością wielu z Was wie, o czym mowa, nie sądzę jednak, że wszyscy. A więc Czupakabra — według niektórych podań — to mutant powstały w wyniku eksperymentów, które przeprowadzane były przez nazistów na zwierzętach. Potwór ten miał podobno uciec z niewoli i zamieszkać w Górach Sowich. Jednak to nie tutaj zaczyna się ta legenda, ponieważ to mityczne stworzenie najsampierw pojawiło się w Meksyku. Tam ponoć nie tylko o nim słyszano, ale również go zaobserwowano, stąd wiemy, że ma półtora metra wysokości, czerwone święcące oczy i porusza się podobnie jak kangur na tylnych kończynach.
Czupakabra jednak grasuje, jak widać nie jedynie na kontynencie amerykańskim, skoro opowiada się o niej historie z naszego kraju. Oskarża się ją o masakry zwierząt domowych i wysysanie z nich krwi nie tylko w opisywanych tu okolicach, ale także w innych rejonach Polski, choćby w Sochaczewie. Prawda jednak jest taka, że istnienia mutanta nie można wiarygodnie potwierdzić, ja jednak nie wierzę, że w opowieściach o nim nie ma ani ziarnka prawdy.
Góry Sowie. Wylęgarnia podań
Legenda o Czupakabrze nie jest jedyną historią, która może działać na wyobraźnie wędrowców. Podczas szukania informacji o tym terenie na potrzeby tego wpisu, trafiłam na inne podanie, które mocno mnie zainteresowało. Ta opowieść jednak brzmi bardziej prawdopodobnie. Posłuchajcie…
Akcja rozgrywa się podczas wojny trzydziestoletniej, kiedy to na śląskiej ziemi armie walczących ze sobą stron łupiły przy tej okazji miasta i wsie. Rabowali nie tylko maruderzy, ale również oficerowie. Historia ta dotyczy właśnie takiego przypadku, ponieważ mowa jest o szwedzkim generale.
O duchu generała z Gór Sowich
Był to człowiek podły i okrutny. Pastwił się nad ludźmi i okradał ich ze wszystkiego bez skrupułów. Wszystko, co złupił, ukrywał w górach. Nie przewidział jednak, że wojna będzie trwała aż tak długo i że przyjdzie mu zamieszkać na Dolnym Śląsku. Podczas swojej służby nagrabił sobie wśród ludzi i zła sława go nie opuszczała, przez co dookoła siebie miał samych wrogów.
Nadszedł więc czas, że postanowili oni się z nim rozprawić. Wysłali do niego posłańca, który powiedział mu, że na Śląsk wieziony jest transport złota z Pragi, co oczywiście nie było prawdą. Generał zainteresował się taką informacją, ponieważ ciągle było mu mało skarbów. Zdecydował więc, że urządzi napad na orszak. I jak postanowił, tak zrobił.
Zasadzka
Zabrał ze sobą tylko kilku żołnierzy, ponieważ nie zamierzał dzielić się łupem z wieloma wojami. Im więc mniej ludzi o tym wiedziało, tym lepiej. Kiedy przybył w wyznaczone miejsce, okazał się, że to zasadzka. Spotkał tam bowiem lokalną ludność, która rozszarpała na strzępy generała i załogę, z którą przyjechał. Szybko pochowano zabitych, a ich przywódcę zawleczono do groty, gdzie przechowywał on zrabowane skarby. Zostawiono tam jego ciało, ale nikt nie odważył się zabrać stamtąd ani jednej monety, ponieważ obawiano się klątwy.
Po wielu latach do górskiej jaskini trafili górnicy. Znaleźli tam skarby i kości generała. Zafascynowani znaleziskiem, zaczęli pakować złoto do worków i wtedy stanął przed nimi duch generała. Upór straszliwie ich przeraził. Górnicy zaczęli uciekać w popłochu, a on gonił ich i zadawał razy. Pomimo tego jednak zdołali oni ujść z życiem i gdy przybyli do najbliższej miejscowości o wszystkim opowiedzieli jej mieszkańcom. Od tamtej pory niewielu znajdowało się odważnych, aby wyruszyć w Góry Sowie.
Muchołapka
Szlak na Wielką Sowę nie obejmuje tego miejsca, ponieważ słynna, tajemnicza Muchołapka znajduje się między Ludwikowicami Kłodzkimi a Jugowem, ale tam również częstuje się turystów historią prawdziwie nie z tej ziemi. Obiekt, o którym jest tu mowa, wzbudza wiele emocji. Zwolennicy teorii spiskowych widzą w Muchołapce wrota do innego wymiaru, a racjonaliści chłodnię kominową. Wszystkie teorie i nie teorie związane z tym obiektem zebrałam w tym wpisie — MUCHOŁAPKA.
Schronisko „Sowa” w Górach Sowich
Wyżej w tym opowiadaniu wspominałam już o tym zabytkowym obiekcie u stóp Wielkiej Sowy. Jego budowniczym był Carl Wiesen, którego pomnik mijaliśmy w drodze na szczyt. Schronisko „Sowa” było ostatnim punktem tamtej wyprawy.
Na jego terenie, pod wiatą rozłożyliśmy się małym obozem i rozpaliliśmy grilla. Wszyscy byliśmy już głodni, więc z niecierpliwością czekaliśmy, aż kiełbaski się upieką.
Szlak na Wielką Sowe, którym wędrowaliśmy tamtego dnia, otulony był gęstą mgłą. Ta wszędobylska wilgoć sprawiała, że droga ta wyglądała nie tylko urokliwie, ale i bardzo tajemniczo. W podobnych okolicznościach łatwiej jest uwierzyć w Czupakabrę i ducha generała. Legendy, które odnajduję na szlakach Nieustannego Wędrowania, niejednokrotnie naprowadzały mnie do miejsc, w których się narodziły. Owocem takich poczynań są moje książki. Jeżeli interesują Cię te publikacje, drogi Czytelniku/Czytelniczko koniecznie odwiedź nasz sklep internetowy (patrz poniżej). Zapraszamy!
Artykuł zawiera autoreklamę.
Heej, bardzo fajny opis. Zwłaszcza, że nie tylko ja nie pochwalam zagospodarowywania każdego dzikiego skrawka terenu, który akurat nie jest parkiem narodowym.
Czy schronisko Sowa było czynne? Kiedy byłem tam z żoną w sierpniu 2023 to było już nieczynne. W drzwiach kartka głosiła, że z powodu remontu, ale miejscowi byli pewni, że nie będzie już otwarte. Twierdzili, że właściciel popadł w długi.
Ja też lubię łazić po gorach. Jak będziecie jeszcze wybierać się w Góry Sowie to dajcie znać. Może spotkamy się w Kaschbach (Potoczku), ta miejscowość kryje też tajemnice i jak się przyjrzycie na mapach to można wiele zobaczyć. Moge co nieco opowiedzieć. A i kimnac się jest gdzie, i przy ognisku jest gdzie usiąść.